piątek, 23 kwietnia 2010

Wyjazd

20.04.10
Tak jak wcześniej chciało się często spać, tak 2 dni przed wyjazdem nie mogłem usnąć, w nocy się tylko drzemało..w czasie jazdy też oczka się nie zamykały. Pierwsza przygoda była w Rzeszowie, na parkingu Tesco, nalałem kubek kawki, postawiłem pod szybą na desce, otworzyłem drzwi, żeby odstawić termos za siedzenie, i kubek zjechał, rozlało się..potem tylko przeszedł przez drogę jeż, kawałek dalej lis. Wszędzie sucho, tylko tam mokro, podjeżdżałem już pod las, koła się zaczęły ślizgać, i zjechałem w koleinę, i utknąłem w niej. Nie chciał ruszyć ani w przód, ani w tył, opierał się podwoziem o ziemię, a koła były do połowy w błocie. A była 12 w nocy. Postanowiłem chociaż zdjąć dywan z dachu, rosa była a nawet lekki szron. Wziąłem latarkę zakładaną na czoło, wózek, 500m ciągnięcia w jedną stronę, i zataszczyłem. Potem jeszcze dwa kursy taczką z rzeczami z bagażnika, żeby trochę się już podniósł od ziemi, i tak zeszło do 4 godz. Przed drugim kursem taczką rozładowała się latarka, musiałem wziąść zwykłą małą do ręki, i trzymać w zębach ;)..na dachu zostały jeszcze blaty od szafki, ale nie miałem już siły wozić, przykryłem tylko kartonem przed wilgocią. Zjadłem kanapeczki, włączyłem piecyk elektryczno-olejowy, i do wyrka. Spałem do 16 :)..a jeszcze mi się śniło, że
samochód ukradli..a koło południa spadł deszcz..
ps.
Żeby było śmieszniej ten rowek kiedyś sam wykopałem, żeby zasypać parę dziur na drodze :)..



21.04.10
Nawet mi się jeść nie chciało, zrobiłem 2 kursy wózkiem po blaty z daszku, potem dwa taczką rzeczy ze środka, przekopałem łopatą mały odpływ, żeby woda trochę zeszła spod kół. I siły opadły. Tak to przy chatce w porządku, tak jak zostawiłem, tak było. Nawet nie było zaduchu plęśni, grzyba jak kiedyś..moje działania w piwnicy i korytarzu dały jakiś efekt. Gdzie się nie rozejrzeć coś znów do poprawiania, robienia. Wiata wytrzymała śniegi, tylko środkowe słupy były za słabo podlane betonem, i popękało, jak ziemia na dachu podeschnie, to może się uda podnieść lewarkiem i poprawić na nowo. Drzewa trzeba przycinać, przy drodze poprawiać, przynajmniej w pobliżu chatki, część palików pogniło, roboty a roboty. Czasami myślę czy to nie za dużo wszystko dla jednego człowieka. Pod wieczór znów deszczyk.
22.04.10 w nocy znów nie mogłem zasnąć, o 1szej obejrzałem fajny film, Dziecko Ewolucji, i potem drzemałem..zrobiłem kurs taczką, i usłyszałem traktor w lesie, poczekałem przy aucie, podpięliśmy linkę i wyciągnął mnie z błota, ale i tak koła się ślizgały na glinie, to mnie podciągnął jeszcze 100m na górkę. Mokro, ślisko, błoto, nawet taczkę ciężko pchać. Masakra. Tak to miałem najpierw deski popodkładać pod koła i spróbować samemu wyjechać, ale ominęła mnie ta atrakcja. Przynajmniej teraz mam krócej wozić o 200m, tylko 300 zostało :)..



Przyciąłem gałęzie 2 wiśni, brzoskwinia chyba przemarzła, bo coś nie widzę paczków. Lodówka myślałem że popsuta, bo najpierw zaczęła chodzić, potem coś przestała, ustawione jest prawie na maksa, a ledwo i tak mrozi, -7st..na dodatek w zapalarce skończył się gaz, a pod wieczór i w butli do gotowania, dobrze, że mam zawsze drugą zapasową pełną :)..za butlą znalazłem wysuszoną mysz, dobrze, że niczego niepogryzła :/

4 komentarze:

Ataner pisze...

Gdzie Ty mieszkasz na Boga?! Na koncu swiata czy co:)

Grey Wolf pisze...

no zgadza się! :)..wszędzie jest koniec świata, i zarazem początek ;)

Ataner pisze...

Chcialabym zobaczyc ten poczatek:) Konca nie!
Nawet boje sie myslec jak mialby wygladac koniec, a moze to .....
Pozdrawiam jeszcze z planety gdzie ponoc ludzie zyja?! Ale czy to jest prawda, sama sie nad tym zastanawiam coraz czesciej.

Grey Wolf pisze...

u mnie jest początek :D
każde umierające stworzenie, roślina daje życie nowym..
hmm, ludzie coraz bardziej tylko żyją mechanicznie..a niedługo będą cyborgi..wymieniane sztuczne narządy wszelkie..bez uczuć..jak mrówki..