czwartek, 29 kwietnia 2010

Widziałem pierwszą jaszczurkę, i dwa motyle latały w pokoju, i wielka ćma :)..Rudka 'upolowała' już dwie nornice..W oddali było słychać pierwsze pohukiwanie sowy. Połowę połamanych brzózek koło chatki, powycinał już były mieszkaniec, który tu się wychowywał. U siebie w lesie tyle naciął drzew, a jeszcze mu mało. Główną drogę do lasu tak rozjeździli w deszcze, że teraz jeżdżą i boczną, tą co poprawiałem, żeby można było przejść chociaż suchą nogą. Jak tak dalej będzie to rozjeżdżą i tą. Stopniowo odnawiam rowy, a raczej rowki, odwadniające, i robię nowe.
Musiałem umyć samochód z błota.
Posiałem groszek, bób, marchewkę, rzodkiewkę, itp., a do skrzynek dynię, kabaczki, kalafior, ogórki, pomidory, szałwię lekarską i białą.
Gorzej, że potem nie ma komu pielić tego ;)..
Wykopuję pleniący się wszędzie oset..
'góra ostu'

Kwitnie magnolia, czereśnie i śliwy.





Wyczyściłem z zielska jeden skalniaczek..



Przyciąłem jedną jabłonkę, posprzątałem gałęzie i spaliłem już..
'góra gałęzi'..

i finał..




Sosnę koreańską obgryzły sarny, akurat zrobiły sobie legowisko w pobliskich malinach. Albo odbije z bocznych uśpionych pąków, albo z dolnych ocalałych gałązek.
Lodówka już się 'rozruszała', i na minimalnym ustawieniu 1, jest -10st. Zważyłem pustą butlę, i wyszło 12kg, a z gazem 22kg, przy okazji i siebie zważyłem - przybyło 5kg przez zimę ;)..ale i tak jest tylko 65kg..

Przypadkiem w nocy udało mi się obejrzeć The Wolfman..dokument Człowiek Wilk można pobrać

Jutro wybieram się do miasta :D

piątek, 23 kwietnia 2010

Wyjazd

20.04.10
Tak jak wcześniej chciało się często spać, tak 2 dni przed wyjazdem nie mogłem usnąć, w nocy się tylko drzemało..w czasie jazdy też oczka się nie zamykały. Pierwsza przygoda była w Rzeszowie, na parkingu Tesco, nalałem kubek kawki, postawiłem pod szybą na desce, otworzyłem drzwi, żeby odstawić termos za siedzenie, i kubek zjechał, rozlało się..potem tylko przeszedł przez drogę jeż, kawałek dalej lis. Wszędzie sucho, tylko tam mokro, podjeżdżałem już pod las, koła się zaczęły ślizgać, i zjechałem w koleinę, i utknąłem w niej. Nie chciał ruszyć ani w przód, ani w tył, opierał się podwoziem o ziemię, a koła były do połowy w błocie. A była 12 w nocy. Postanowiłem chociaż zdjąć dywan z dachu, rosa była a nawet lekki szron. Wziąłem latarkę zakładaną na czoło, wózek, 500m ciągnięcia w jedną stronę, i zataszczyłem. Potem jeszcze dwa kursy taczką z rzeczami z bagażnika, żeby trochę się już podniósł od ziemi, i tak zeszło do 4 godz. Przed drugim kursem taczką rozładowała się latarka, musiałem wziąść zwykłą małą do ręki, i trzymać w zębach ;)..na dachu zostały jeszcze blaty od szafki, ale nie miałem już siły wozić, przykryłem tylko kartonem przed wilgocią. Zjadłem kanapeczki, włączyłem piecyk elektryczno-olejowy, i do wyrka. Spałem do 16 :)..a jeszcze mi się śniło, że
samochód ukradli..a koło południa spadł deszcz..
ps.
Żeby było śmieszniej ten rowek kiedyś sam wykopałem, żeby zasypać parę dziur na drodze :)..



21.04.10
Nawet mi się jeść nie chciało, zrobiłem 2 kursy wózkiem po blaty z daszku, potem dwa taczką rzeczy ze środka, przekopałem łopatą mały odpływ, żeby woda trochę zeszła spod kół. I siły opadły. Tak to przy chatce w porządku, tak jak zostawiłem, tak było. Nawet nie było zaduchu plęśni, grzyba jak kiedyś..moje działania w piwnicy i korytarzu dały jakiś efekt. Gdzie się nie rozejrzeć coś znów do poprawiania, robienia. Wiata wytrzymała śniegi, tylko środkowe słupy były za słabo podlane betonem, i popękało, jak ziemia na dachu podeschnie, to może się uda podnieść lewarkiem i poprawić na nowo. Drzewa trzeba przycinać, przy drodze poprawiać, przynajmniej w pobliżu chatki, część palików pogniło, roboty a roboty. Czasami myślę czy to nie za dużo wszystko dla jednego człowieka. Pod wieczór znów deszczyk.
22.04.10 w nocy znów nie mogłem zasnąć, o 1szej obejrzałem fajny film, Dziecko Ewolucji, i potem drzemałem..zrobiłem kurs taczką, i usłyszałem traktor w lesie, poczekałem przy aucie, podpięliśmy linkę i wyciągnął mnie z błota, ale i tak koła się ślizgały na glinie, to mnie podciągnął jeszcze 100m na górkę. Mokro, ślisko, błoto, nawet taczkę ciężko pchać. Masakra. Tak to miałem najpierw deski popodkładać pod koła i spróbować samemu wyjechać, ale ominęła mnie ta atrakcja. Przynajmniej teraz mam krócej wozić o 200m, tylko 300 zostało :)..



Przyciąłem gałęzie 2 wiśni, brzoskwinia chyba przemarzła, bo coś nie widzę paczków. Lodówka myślałem że popsuta, bo najpierw zaczęła chodzić, potem coś przestała, ustawione jest prawie na maksa, a ledwo i tak mrozi, -7st..na dodatek w zapalarce skończył się gaz, a pod wieczór i w butli do gotowania, dobrze, że mam zawsze drugą zapasową pełną :)..za butlą znalazłem wysuszoną mysz, dobrze, że niczego niepogryzła :/

czwartek, 15 kwietnia 2010

Pewien indiański chłopiec zapytał kiedyś dziadka:

- Co sądzisz o sytuacji na świecie?




Dziadek odpowiedział:

- Czuję się tak, jakby w moim sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden jest pełen złości i nienawiści. Drugiego przepełnia miłość, przebaczenie i pokój.

- Który zwycięży? - chciał wiedzieć chłopiec.

- Ten, którego karmię - odrzekł na to dziadek.