poniedziałek, 24 maja 2010

'Mięśniak vs Tłuścik'..

No i wreszcie ktoś utarł nosa Pudzianowi..jeden góra mięśni, drugi góra tłuszczyku..i jednak okazało się, że sama siła i metoda 'bij zabij' nie wystarczy, ważna jest jeszcze technika i doświadczenie..jak tak dalej będzie to z Pudziana zostanie tylko nazwisko i kasa, jak z Gołoty ;)..
W sobotę rano było ładne słoneczko, już się przygotowywałem do koszenia, jak za oknem zaczęło padać..pół godzinki popadało i wszystko zmoczyło, potem jeszcze grzmiało naokoło..



dopiero pod wieczór udało się pokosić i 'wypalić zbiorniczek' :)..już połowa terenu skoszona, końca nie widać :D..
Kwitnący Bez i Złotlin Japoński..


Znalazłem w trawach Storczyk Plamisty, i sobie przesadziłem pod chatkę :)..



a obok piękny rododendron, z przycupniętą z przodu małą jeszcze, ale kilkuletnią już sosną Limbą ;)..



Siewki ogórków, pomidorów nic nie podrosły przez te 2 tygodnie, z braku słońca pewnie, nawet groszek nic nie poszedł w górę. A z posianych 18 nasion szałwii białej wykiełkowało 0, czyli null :/, lekarskiej trochę wykiełkowało :)..

Poddałem renowacji gipsowe popiersie Indianina, tzn. 'zaszpachlowałem' ubytek na czole, zrobiłem mieszankę kleju poxipol z gipsem ;)..potem trzeba będzie pomalować..

piątek, 21 maja 2010

Hurra, przestało padać, i nawet słoneczko się pokazało, a na noc bezchmurne niebo :)..i ciepło..jutro trzeba ponadrabiać ogrodowe zaległości w koszeniu zwłaszcza, bo już do kolan trawy i rudbekia..Ktoś ma też te kwiatki w ogródku ??, bo to gorsze niż plagi egipskie ;)..
Patrzyłem na termometrze elektronicznym jaka była najniższa temperatura zimą - na zewnątrz -20, w środku -6 tylko ;)..czyli ściany zatrzymują 14st..
W tym deszczowym letargu powiesiłem obrazek Indianina z wilkiem,



i główkę jelonka, sztuczną..nieraz beczą tu w pobliżu :),i obgryzają pędy drzewek iglastych zimą, i niestety ocieraja różkami korę, wiele drzewek usycha..



..i znaleziony w kartonie medalik "1384-1984 600 JAHRE BURG KRIEBSTEIN", kiedyś się było i tam ;p..



A to zdobyczna poduszeczka, prawie jak patchwork ;)..



Powiesiłem na stole dywanik, żeby wysechł, bo leżał cały czas na ziemi, i podgnił trochę..to Saba zrobiła sobie od razu legowisko na górze :D..



ale dzięki temu zauważyłem, że ma cieczkę, i teraz trzymam w domku..tylko, nie wiem czy już nie za późno, bo 2 dni temu zrobiła sobie małą wycieczkę pod wieś, i z godzinkę jej nie było :/..może jeszcze za wcześne, bo pies sąsiadów tu się często kręci, i jeszcze nie miał, 'niecnych' zamiarów ;)..

Jesienny śnieg połamał też całkiem akację omszoną, i teraz jeden pąk 'odbija'. Te dwa niższe, to zwykłej akacji, bo na niej jest szczepiona..zostawiłem żeby osłanały tamten przed złamaniem..


a tak wyglądała zeszłego lata..



co ciekawe jak była kupiona 3 lata temu, miała dwa pąki, potem jakiś ptak usiadł, i złamał jeden..tak, że historia lubi się powtarzać..ale drzewko jest tak delikatne, że nawet od wiatru się łamią gałęzie, lub od samego ciężaru kwiatów !

Pokazują i mówią o powodzi koło Sandomierza, Tarnobrzega..ale mnie to wcale nie dziwi..kilka razy gdy przejeżdżałem tamtędy, zawsze mnie zastanawiał taki widok - brzeg Wisły, równina, i po paru kilometrach dopiero wał przeciwpowodziowy..czyli ktoś mądrze pomyślał, żeby zostawić dużo terenu zalewowego. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie małe ale, pomiędzy tym wałem a rzeką pełno pobudowanych domków, warsztatów !..'głupota ludzka nie zna granic'..
No a teraz w Lanckoronie obsuwa się ziemia na zboczu góry, ale czy najpierw nie zaczyna się od niszczycielskiej działalności człowieka. Erozja gleby przez drogi na zboczach, wycinanie lasów - brak umacniających korzeni, pola na zboczach - brak ściółki..a potem lament na żywioł..nie zawsze powinna być ważniejsza ilość qwintali z hektara ;)..Tak jak tu jeden powycinał sosenki przy swoim polu, wyrosłe w rowie wzdłuż drogi, bo tak mu Unia kazała !!

Kiedyś na Dzikim Zachodzie była podstawowa zasada, nie rozbijać obozu na noc na nieporośnietych kamieniach, żwirze, choć obok mogą być niesprzyjające do spania chaszcze..Ale takie gołe miejsce było znakiem, że tędy czasem płynie woda..wystarczy, że gdzieś daleko w górach spadnie deszcz, i spłuka obozowisko ;)..teraz ludzie zapomnieli czytać pismo natury..

Na koniec potok za chatką, po deszczach :)..



..i nigdy nie wysychająca gliniasta droga do lasu



i spotkane po drodze żuczki, na lepszy humor ;)

wtorek, 18 maja 2010

Nie było zimnej Zośki, tylko mokra :/
Padało całą noc i dzień..nie duży, ale ciągły tym razem..wczoraj było w studni wody równo z ziemią, dziś już 10cm ponad poziom ziemi. Czyli w dolinach rzecznych stan powodziowy, lub przed powodziowy.


i wypływająca woda..

Ostatnio było tak tu ze 3 lata temu. Ziemia tak mokra, że nawet kopać się nie da..nic nie można robić, wszystko mokre i błoto..deprymująca pogódka, ja chcę słoneczka !!



Kwitnący różanecznik i strumyk od studni..


'Potoki' w koleinach na drodze ;)


Aha, wyszło 2 litry soku sosnowego, ale gęsty prawie jak miodzik :)..i butelek zaczyna brakować. Słoiki same to sprzedają, a butelek nigdzie, ciekawe czemu.

Rudka nie dawno wydarła się na poddaszu jakby ją ktoś zarzynał, okazało się, że czarno biały kocurek przyszedł w odwiedziny wiosenne;)..co roku tak przychodzi, pewnie z nim miała kiedyś małe, ale teraz wysterylizowana jest. Coś bardzo się go wystraszyła, aż uszy kuliła po sobie..


No i przeważnie pobudkę mi robi 'okładami';), kładzie się mi na plecach, ugniata łapkami i mruczy :)..nieraz to i na głowę wejdzie :D

Pokazywali w TV, nawet młode, wyklute bociany giną od deszczu i zimna :/, podtapiają się w gniazdach..

niedziela, 16 maja 2010

Rozstawiłem daszek dla samochodu przed lasem :)



Przyciąłem jeszcze dwie jabłonki, a trzem wyciąłem tylko połamane od śniegu konary. Znów sterta gałęzi do spalenia. Nie wiem czy będzie dużo owoców, pora kwitnienia, a w deszcze pszczoły mało latają.
Na kasztanowcu widzę głównie tylko trzmiele, aż bzyczy nieraz całe drzewo :)..
Kukały pierwsze kukułki, i cykały świerszcze, ale chyba nie na słoneczko, bo dalej deszczowo. Na koniec tygodnia przewidują dopiero poprawę. Wykorzystałem przerwę między deszczami i 2 razy kosiłem kosą spalinową, dwa kawałki na razie. No i posiałem kukurydzę, słonecznik, fasolkę, i trochę ziemniaczków ;), bo już był ostatni 'gwizdek', chociaż ziemia się lepiła..Dziś siąpiło cały dzionek i moimi rowkami płynęły deszczowe strumyki :)..
Rozkwitła azalia -


Byłem w Birczy, po cukier głównie i chlebek, bo mi zabrakło, teraz właśnie gotuję nowy syropek sosnowo kasztanowy, na gardziołko dobry :), znów 2 kilo cukru pójdzie. Pousuwali wszystkie większe pojemniki na śmieci z ulic, nie ma gdzie wyrzucać, nawet przy cmentarzu..
Widziałem, że posadzili drzewka Lech i Maria..


..a to zabytkowy kilkusetletni Dąb


Obejrzałem z CD "Living with Wolves" Jima i Jamie Dutcherów..tamte stado wilków już pomarło ze starości, żyją 7-10 lat..aż się prosi o nakręcenie nowego odcinka, o ich potomkach..ciekawe, czy są też potulne dla ludzi, czy chodzą własnymi ścieżkami, i jak wyglądają..

niedziela, 9 maja 2010

Deszcze..

W zeszłą niedzielę było pierwsze koszenie trawnika kosiarką elektryczną, akurat przed deszczami, a trawa rośnie jak na drożdżach. Trzeba by już kosić pozostałą część działki kosą spalinową, ale co dzień popaduje deszczyk. Mimo, że przelotne, to jednak cały czas mokro wszędzie. I przeważnie pada z rana lub w południe, a pod wieczór się wypogadza. Do kitu pogódka, nic nie można robić. Wkopałem tylko 12 palików z wierzby iwa, na płotek naturalny, może się ukorzenią, trzeba poczekać. 2 dwa dni temu jeden piorun tylko był w okolicy, ale aż 3 korki wywaliło !..
Przypadkiem zamroziłem 2 pomidory, i nie nadawały się już do jedzenia, zrobiłem zupkę a'la pomidorowa:)..robię też np. pierożki z sałatką pokrzywowomniszkową, z liści oczywiście ;)..a z nowej odebranej dziś Werandy Country, wyczytałem, że parzące włoski na pokrzywie zawierają truciznę, która ginie w temperaturze 85st..czyli bez gotowania, smażenia ani rusz :)..
Z drugiej części kwiatków mniszka zrobiłem już 2 litry 'miodziku'..po zagotowaniu, i odstaniu przez dobę, efekt był taki, że w ogóle wody nie było, wszystko wsiąkło w kwiaty. Dopiero po wyciśnięciu przez gęstą siatkę, pojawił się sok..
Nie wyniosłem od razu torebek po cukrze, i na drugi dzień miałem inwazję mrówek..dodatkowa robota :)..
Niedługo trzeba będzie zebrać młode pędy sosny, i zrobić syropek..można i nalewkę ;)
Miałem jakiś 'proletariacki' sen :)..byłem jakby w kinie, ale stałem przed, i przez okno patrzyłem na ekran..pod koniec ktoś zasłonił żaluzje, ale zaraz otworzyły się drzwi, i pierwsi widzowie zaczęli wychodzić..to ja wszedłem do środka, i na ekranie była ostatnia scena..dzieciaki, ubrane podobnie siedziały w rzędach i machały rękami do widzów, jakby podwójne 'stare' kino :)..a wczoraj ponownie śniła mi się Doda ;)..w jakimś domu ze znajomymi, na luzie, miło..teksty np. a to koleżanka kiedy znów będzie w telewizji??..ostatnio byłaś z 'leszczami' ..:)
U sąsiada są 4 małe kózki :D

środa, 5 maja 2010

Mrówka mi wlazła za koszulę i mnie gryzła, najpierw nie wiedziałem co to :)..Jesienią zawinąłem trochę jabłek w gazety i położyłem na poddaszu. Teraz okazało się, że pusto, same gazety zostały, myszy wyjadły pewnie. Wniosek - trzeba wkładać do zamkniętego pojemnika ;).. W piwnicy było trochę ziemniaków w skrzynce, wszystkie zgniły, może dlatego, że myte były. Te co zostały w ziemi, teraz przy przekopywaniu grządek, wyszły na wierzch, ładne, zdrowe. Wniosek - kopczykowanie na zimę dobra metoda, albo nie myć. Wszystkie warzywa myte, skrobane, ładnie wyglądają ale krótko się przechowują, np. marchewka, buraczki, cebula obrana z łusek, itp.
Uschła młoda sosna wydmowa i paroletni cyprysik nutkajski, pewnie im coś korzenie podgryzło, bo rosły niedaleko siebie. W miejsce brzoskwini posadziłem sosnę smołową. Nie będę już sadził ani moreli, brzoskwiń, za delikatne są na mrozy i surowe warunki. Nawet parę agrestów piennych śnieg połamał, chociaż przywiązane były do palików, jeden się ostał.
W sobotę nazbierałem całą torbę kwiatów mniszka, 1kg wyszło.

Wyzbierałem wszystkie co rosły w okolicy :), przy okazji znalazłem parę krzaczków glistnika jaskółcze ziele. Poznałem po charakterystycznych liściach, po zerwaniu liścia pojawił się od razu żółtopomarańczowy sok.
Na drugi dzień, mniszka było tyle samo co przed zrywaniem, nowe kwiaty rozkwitły. Znów zerwałem, na drugą partię..takie zrywanie ma też tą zaletę, że się tak nie rozsieje wszędzie ;)..
Połowa kwiatków już zrobiona według przepisu z "Weranda Country", którą dostałem od pewnej Indianeczki, kruszynki ;)..tzn. wydawało mi się, że litr wody zniknął całkiem w tych kwiatach, i dałem więcej wody. Przez to potem po dodaniu 2 kg cukru, zrobił się nagle cały garnek. Zapomniałem, że cukier się rozpuszcza, i nie widać go, ale fizycznie nie znika, i zwiększa objętość wody :). Zacząłem gotować i odparowywać, ale ciągle było za rzadkie. To dodałem jeszcze kilo cukru, dobrze że w zeszłym tygodniu kupiłem 3 kg, bo by mi zabrakło. Znów poziom w garnku podniósł się po brzegi, w sumie ponad 3 godz. gotowania wyszło, żeby zagęścić. Ale w końcu wyszedł pyszny syrop do picia z wodą, i gęściejszy niż kupne. Można i polać na chlebek bez masełka, fajnie wsiąka, sama słodycz :)..6 butelek zalałem, czyli ok. 3.5 litra, licząc 1 butelkę na 10 litrów wody..dużo picia na upały :)..
Jutro będę robił następną partię, z mniejszą ilością wody, już gęsty a'la miodzik do smarowania ;), dodam też kwiatów kasztanowca, bo mi zostały ususzone z zeszłego roku. Dobre na krew, serce, itp.
Dziś było chłodno, mglisto, to 'paplałem' się w błocie. Kopałem rów przy drodze. Nie trzeba chodzić na fitness, takie kopanie w mokrej glinie wystarczy ;)..
Widziałem jednego nietoperka, pewnie już wróciły na poddasze, i sowa mi przeleciała wieczorem nad głową :)
Rozkwitł jeden rododendron.

'Zaczarowany ogród' ;)
Muszę się na dniach wybrać do sąsiada, bo przyszła jakaś przesyłka z Poznania, i listonosz zostawił u niego ;)